q
 
pdf

 
    O miłości internetowej. Wybrane wątki wyobrażeń miłosnych, erotycznych i seksualnych współczesnych Polaków na przykładzie romansu Janusza L. Wiśniewskiego "Samotność w sieci" i wstępnego rozpoznania działalności polskich portali randkowych

    tekst chroniony prawem autorskim


   Miłość jest w pełnym tego słowa znaczeniu jednym z najbardziej ludzkich – człowieczych i uczłowieczających – doświadczeń. Z jednej strony mówimy o uniwersalnych archetypach miłości: miłości: między matką a dzieckiem (miłość macierzyńska), o miłości między bogiem a człowiekiem (“Tak Bóg umiłował świat, że...”), o miłości między kobietą (pierwiastkiem żeńskim) a mężczyzną (pierwiastkiem męskim) jako podstawą mitu kosmogonicznego... Ta miłość z mitu odkrywa przed nami sens życia człowieka i jest jednocześnie postrzegana jako doświadczenie uniwersalne (wspólne wszystkim ludziom). Z drugiej strony wiemy, że miłość – jak wszystko, co dotyczy człowieka, istotę posiadającą kulturę – jest zjawiskiem historycznym: stanowi aspekt wzorów kultury i ich odmienności – historycznej (czasowej) i przestrzennej; wiemy zatem, że zmienne są kody miłości: zmieniają się wizje urody, co widzimy na obrazach największych galerii i muzeów Europy, zmieniają się wizje swobody seksualnej, co możemy zaobserwować choćby w ofercie kiosków,  zmienia się nawet wizja miłości idealnej, choćby wtedy, gdy dokonuje się znaczący przełom obyczajowy – jak w XX-wiecznej Europie, w której w latach 60. następuje rewolucja seksualna o konsekwencjach trwających do dziś. Po tamtej stronie granicy zostały spalone resztki mieszczańskiej miłości – po tej wolna miłość i swoboda seksualna.
    W tym wypadku istota rzeczy sprowadza się do stwierdzenia, że wyobrażenia-wizje miłości po obu stronach tej umownej granicy pozostają bardzo odmienne: głęboka zmiana kulturowa oznacza też przekształcenia podstawowych wyobrażeń danego społeczeństwa (a może odwrotnie: to zmiany wyobrażeń zmieniają codzienne zachowania ludzi).
    Mnie interesuje drugi aspekt: miłość historyczna we współczesnej Polsce, zwłaszcza zaś to, co można powiedzieć o nowej formie miłości przez Internet: w Internecie, z Internetu, a także – w pewnym sensie – do Internetu, ta miłość objawia się bowiem w formułach dziękczynnych (“Dzięki ci, Internecie! Za Mariole i Marka.”itd, itp.).
    Dlatego pomijam – jako nieużyteczne – typowe dla europejskiego dziedzictwa wyobrażenie chrześcijańskie, przeciwstawiające Erosa i Agape, gdzie Eros to uosobienie pożądliwości seksualnej, a Agape to bezinteresowna miłość Boga i człowieka. Dlaczego? Choćby dlatego, że w Internecie ten podział będzie się bardzo wyraźnie zacierał (przy czym chodzi raczej o “uduchowienie” seksu niż odwrotnie), choć w deklaracjach podział ten jest nadal zauważalny.
    Jaki jest zatem mój punkt wyjścia? Internet jawi mi się dziś jako swoiste laboratorium współczesnej kultury, w którym możemy obserwować  procesy kulturowe naszych czasów, dotyczące m.in. miłosnych marzeń Polaków.
    Ale też: w tym nowym – nowoczesnym medium (tak się jakoś historycznie złożyło) – możemy obserwować powstawanie nowej Polski – nowych wyobrażeń zbiorowych, pragnień indywidualnych, myśli i idei, nowej tożsamości (nowej – w każdym z tych przekrojów – nie znaczy koniecznie innej, nowe może być i często jest bardzo tradycyjne – jak w wypadku tożsamości narodowej, która zaczyna dryfować w stronę najbardziej tradycyjnych XIX-wiecznych mitów nacjonalistycznych). Słowem: obok nowości (partii, telewizji, radyj, książek, ruchów społecznych, biznesów) pojawiają się nowe formy i kierunki pragnień, marzeń, tęsknot i chuci.
Nowa wizja miłości. Miłość III i IV (ponoć) RP.
    O tym, jaka jest ta nowa miłość pisze – w szerszym, globalnym kontekście – Zygmunt Bauman w “Razem, osobno”. Z potrzeby skrótu potraktuję jego tezy jako podstawę modelu, który “przyłożę” do polskiej miłości współczesnej. Punktem odniesienia będą: bestsellerowa powieść Janusza L. Wiśniewskiego “Samotność w sieci” i popularne niezmiernie i niezmiennie nowoczesne przedsiębiorstwa miłości – polskie portale randkowe. Obydwa łączy zatem pewna ważna cecha, popularność, dlatego mimo wielu różnic można je – jak sądzę – z poznawczym pożytkiem zestawiać.
    Tezy Baumana o miłości nie są nowatorskie, ale precyzyjnie przedstawione, dobrze udokumentowane współczesnym materiałem, a wreszcie adekwatnie do moich potrzeb precyzyjnie przedstawione: dzisiejszy człowiek – pisze autor “Razem, osobno” – na skutek potężnej presji rozwijającego się rynku, coraz bardziej wzmacniającego konsumenckie zachowania współczesnych – odrzuca mieszczańską stabilizację miłosną na rzecz szeregu powtarzanych zakochań, dających poczucie wolności, swobody i prawa do ciągłego eksperymentowania, co sprawia, że cechą związków międzyludzkich staje się ogólnie: luźność, nietrwałość, podatność na zmianę i niechęć do głębszego zaangażowania się. Podobnie jak szybko starzejące się komputery, oprogramowanie do nich czy telewizory i telefony komórkowe, dzisiejszy kochanek i dzisiejsza kochanka zmieniają obiekty swej miłosno-erotycznej konsumpcji coraz szybciej. Jak przytomnie zauważa Bauman: “Sztuka zrywania związku i wychodzenia z niego bez większego szwanku i późniejszych obrażeń, które goją się długo i wymagają zapobiegliwego zwalczania przykrych <<skutków ubocznych>> ([...] np. odsunięcie się przyjaciół [...]), bije na głowę sztukę budowania związków – samą częstotliwością, z jaką jest omawiana.” (str. 41) Dlatego właśnie – biorący ze świata konsumpcji podstawowe wzory swych zachowań – współczesny homo sapiens – jako homo sexualis – jest istotą osieroconą (Bauman bardzo wyraźnie oddziela pojęcie seksu i miłości): związek staje się dziś niewolą, małżeństwo ryzykiem nie do oszacowania, które na ogół kończy się katastrofą-rozwodem, posiadanie dzieci inwestycją (wychowanie i wykształcenie dziecka to często koszt równy budowie willi), która jest zbyt ciężkim zobowiązaniem na zbyt długi czas, a seks – który miał dawać szczęście – wyzwolony z mieszczańskich okowów – staje się coraz częściej udręką i bogatą sferą uraz i kompleksów (Bauman wskazuje, że skoro wbrew przewidywaniom niegdysiejszych reformatorów społecznych zamiast zmniejszać się, ilość pracy do wykonania przez seksuologów i psychologów wzrasta w tempie niezwykłym. Spostrzeżenie to uważam za cenne, pointa Baumana jednak mnie nie przekonuje. Cierpienie, o którym pisze, bywa – jak wypadku społecznego odkrycia pedofilii – koniecznym chyba początkowym etapem wyzwalania się ze społecznego milczenia, przezwyciężania tabu).
Ponura to wizja, bo i Zygmunt Bauman w bardzo czarnych barwach widzi przyszłość europejskiej miłości – w kontekście dominujących procesów o globalnym przecież zasięgu...
    Co to ma wspólnego z “Samotnością w sieci” i portalami randkowymi (w których rozgrywają się bardziej współczesne wersje historii z popularnej powieści)? Bardzo wiele, oczywiście.
    Umberto Eco, autor inspirującej – przynajmniej mnie – książki o powieści popularnej “Superman w literaturze masowej” sformułował opozycję, pozwalającą rozróżnić 2 podstawowe typy powieści: powieść ideologii pocieszenia-powieść problemu, dzięki której – jak sądzę - można wskazać głębszy sens powieści Janusza L. Wiśniewskiego, będącej – by użyć określenia Eco – przykładem powieści oferującej czytelnikowi ideologię pocieszenia, doskonale skrojoną według najbardziej współczesnych jego potrzeb. Oczywiście trzeba powiedzieć – jak to zrobili w stosunku do pierwszej powieści niosącej tak wyraźnie ideologię pocieszenia mieszczańskiemu społeczeństwu, “Tajemnic Paryża” Eugeniusza Sue, Marks i Engels - “Samotność w sieci” to powieść reakcyjna, która w swoim schemacie fabularnym, budowie postaci, wizji świata przedstawionego kreuje świat szczęśliwej miłości w Internecie, fałszując zarówno obraz współczesnego Internetu, jak i współczesnej miłości, podsuwając czytelnikowi fałszywe przyczyny klęski bohaterów, ale też złudne pociechy, nie sięgające do źródła problemów.
    Kiedy kilka lat temu – na poprzedniej studenckiej polonistycznej konferencji poświęconej mediom, w której miałem szczęście brać udział, powoływałem się na opinię Derricka de Kerckhove'a z “Powłoki kultury”, który pisał, że rolą artysty jest zmniejszanie dystansu między psychiką a techniką, nie zdawałem sobie sprawy, jak wiele dwuznaczności może być w tym zdaniu... Wiśniewski z pewnością przybliżył Polakom Internet, roztaczając przed nimi wielki obraz marzeń idealnej miłości, która jest tuż, za progiem monitora komputerowego, w świecie idealnej konsumpcji erotycznej...
    To właśnie wspomnianemu Marksowi zawdzięczamy pojęcie fałszywej świadomości, które w tym kontekście ciśnie się na usta. Teza zatem moja byłaby taka: “Samotność w sieci” to właśnie taki doskonały przykład fałszywej świadomości pisarza i zapatrzonych w niego odbiorców. Wiśniewski wpływa na dzisiejszą rzeczywistość sieci i na dzisiejsze wyobrażenia, co można pokazać nawet w pobieżnej analizie powieści i portali. Zależności i wpływy są oczywiście dwustronne.
Nie miejsce tu i czas na dokładne analizy, ale przytoczę tu kilka przykładów z tej arcyciekawej, zwłaszcza w kontekście wyobrażeń Polaków na własny temat, do rozkładania na czynniki pierwsze książki.
    Przykład 1.
    Główny bohater, Jakub, przedstawiony zostaje na początku powieści w liście Jennifer, ekscytującej intelektualistki o niepohamowanym apetycie seksualnym (i dużych piersiach, te są  obsesją pisarza), którą jedynie Jakub był w stanie zaspokoić. Pierwsza noc z Angielką, w trakcie której siedmiokrotnie – symbolika liczb – ejakuluje, sprawi, że – niczym bóg czy heros – pozostawi po rozstaniu pustkę nie do zapełnienia. Jennifer nie będzie w stanie związać się z innym mężczyzną, zresztą po Jakubie, co najzabawniejsze, sugestia jest taka, że dzieje się tak, dlatego, że jest Polakiem (ma tę szczególną polską wrażliwość i umiejętność postępowania z kobietami), wszyscy mężczyźni okażą się impotentami... Nic zatem dziwnego, że kiedy jej biologiczny zegar wybije za 5 dwunastą, zechce ona poszukać w banku spermy dawcy o polskobrzmiącym nazwisku. W końcu magia nazwiska Kowalski musi zapewnić idealnego potomka...  Zresztą – ten kompleks polski – objawia się wszędzie, bo wszędzie, gdzie pojawi się bohater kobiety padają trupem przed jego polskim urokiem, a przynajmniej marzą o szansie na ten idealny polski raz.
    Przykład 2.
    Oczywiście mimo że – jak Jennifer – wszystkie bohaterki, które wiążą się z Jakubem, czego autor nie zauważył, bo nie komentuje tego ani słowem, umierają lub kończą marnie. Jennifer wiąże się z impotentem, Natalia (miłość życia) ginie pod koparką. Internetowa miłość – zachodzi w ciąże, co oznacza, że - zgodnie z logiką kultury masowej – musi (jako Matka Polka) się poświęcić, odrzucając szansę na miłość życia (nie może mieć przecież dziecka pozamałżeńskiego!).
    Przykład 3.
    Ciekawe, że wielka i nowa – w sugestii ostatnia dojrzała – miłość Jakubka, kobieta jego życia, nie ma w powieści imienia! Druga osoba – mimo powtarzanych tu deklaracji – jest u Wiśniewskiego tylko przedmiotem do osiągania przyjemności. “Ona” jest jak każda internetowa kochanka – mało cielesna, bez realnych kształtów, a więc bez wyraźnej historii, w końcu Nick (internetowy pseudonim) musi nam w sieciowym świecie rozkoszy wystarczyć. Ta bezcielesność 2 osoby to równocześnie radość, jak i przekleństwo w internecie.

    Przykład 4.
    Kompleksowi polskiemu, zachodniego stereotypu polskiego prowincjusza, pogardzanego robola, który stanowi jakiś szczególny powód irytacji autora i któremu wyraźnie się przeciwstawia, stwarzając wizerunek pseudonowoczesnego Polaka-obieżyświata, dopisuje Wiśniewski nowy rozdział – oparty na wizji niepewnego (bo przesadnie pewnego) swoich decyzji konsumenta-nuworysza, który po raz pierwszy może pokazać, jak świetnie i szybko nauczył się konsumować ze smakiem (tych scen jest w książce mnóstwo, przez co lektura przypomina nieco czytanie pisma “Logo”). Moja ulubiona opowiada o tym, jak bohater z tą radosną pewnością noworysza woła zadowolony z siebie do barmana w barze hotelu Mercury: “Najdroższe cygara i wino, poproszę!”.
    Przykład 5.
    Scenę kulminacyjną, która najlepiej ujmuje to, o czym na okrągło właściwe mówię, czyli o obalaniu bariery między miłością-erotyką a konsumowaniem-erotyką, co stanowi właśnie typową przypadłość nieświadomości dzisiejszego człowieka-konsumenta, jest urokliwa scena pierwszego spotkania kochanków.
    Oczywiście odbywa się ona w Paryżu, po katastrofie samolotu (trzeba dla większego efektu uśmiercić kilka setek pasażerów, żeby udowodnić, z jak wielką miłością mamy do czynienia), bohaterowie stają obok siebie... Domyślamy się, że niedługo pogrążą się w miłosnym uścisku w hotelowym pokoju, na co czekali w nadziei i niecierpliwie od kilku miesięcy. Oto fragment (proszę zwrócić uwagę na jego charakterystyczną konstrukcję):
“Powoli zaczynali się cieszyć swoją obecnością.
Postanowili wreszcie opuścić lotnisko. Ona poszła do toalety poprawić makijaż, w tym czasie on odszukał przedstawicielstwo Avisa i odebrał zarezerwowany samochód. Po krótkich formalnościach stali przed lśniącym saabem 9000 convertible ze skórzanymi siedzeniami w kolorze szampana.” (str. 276)
    To chyba najbardziej ekscytująca scena tej książki. Znajdziemy tu wszystko – erotykę, luksus, uspokajający podział ról społecznych. Wystarczy tych uszczypliwości. To z powodu powyższego,  a nie dlatego, że to romans z Internetu, książka Wiśniewskiego stała się najpopularniejszą powieścią III i IV (chyba) RP. Do momentu wejścia do kin ekranizacji powieści, pod tym samym tytułem, “Samotność w sieci” sprzedała się – oficjalnie – w 320 tysiącach egzemplarzy. Dodając do tego osoby, które ją przeczytały, pożyczoną od znajomych, wypożyczoną z biblioteki, dodając do tego osoby, które obejrzały film, można śmiało założyć, że blisko milion Polaków wie, o co chodzi z tą “Samotnością w sieci”... Żadna współczesna powieść polskiego autora nie może się równać z tym dziełem pod względem sukcesu komercyjnego i – być może – wpływu na czytelników.
   Dlatego też wskazanie jego roli kreowaniu świadomości i wizji Internetu w Polsce wydaje się bezsprzeczne. Zresztą te dwie rzeczywistości – odbioru książki i zasad korzystania z sieci wydają się zarazem uzupełniać, jak i potwierdzać się wzajemnie. Taki właśnie jest Internet – mówi mit z “Samotności w sieci”, tego właśnie szukamy, zdają się mówić działania użytkowników serwisów randkowych... Bez tego mitu – czystej i wzruszającej miłości romantycznej z “Samotności w sieci” - żaden z tych 2 sukcesów nie byłby chyba aż tak spektakularny... Chodzi mi tu raczej o wskazanie na związku między wyobrażeniami, leżącymi u podstaw książki i portali, o podobieństwo niż o całościowy obraz miłości w sieci. Ten jest oczywiście bogatszy. Oto kilka przykładów zasięgu tego zjawiska, a jednocześnie kilka przykładów znaczących jego cech, które traktuje zresztą raczej jako propozycje kierunku badań niż wystarczający powód do ostatecznych uogólnień:
    Po pierwsza proszę zwrócić uwagę na niewinne te nazwy najbardziej znanych i popularnych polskich portali randkowych: sympatia.onet.pl, randki.wp.pl, znajomi.interia.pl.
Zarówno w “Samotności w sieci”, jak i w portalach, wielkie polowanie na okazję – do seksu, podrywu, czasem przyjaźni i małżeństwa – zaczyna się od niewinnych i staroświeckich nieco nazw – sympatia, randka, znajomi.
    Po drugie – winny jestem państwu przynajmniej podstawowe informacje o powszechności omawianego zjawiska: W 3 największych polskich serwisach randkowych są 4200 tysięcy profili, w tym w przybliżeniu co dziesiąte ze zdjęciami. W portalu znajomi interia.pl, wyszukiwaka pokazuje 245 tys profili mężczyźn, a 160 tysięcy kobiet. Przewaga mężczyzn jest charakterystyczna dla wszystkich portali. W portalu randki.pl najwięcej jest profili ze zdjęciami kobiet w wieku 21-25 lat,  i mężczyzn w tym samym wieku. Aby to może bardziej wieloaspektowo przedstawić, można by powiedzieć: w serwisie randki.pl: mężczyzna szukający kobiety ze zdjęciami znajdzie: 980 kobiet w wieku 15-20, 1049 w wieku 21-25, 759 w wieku 26-30, już nacznie mniej, bo 458 w wieku 31-35, 302 w wieku 36-40, 212 w wieku 41-45, 271 w wieku 46-50, 205 w wieku 51-55 i zaledwie 93 w wieku 56-60. Kobieta szukająca mężczyzny będzie miała za każdym razem więcej towaru do przebrania: 1535 w wieku 15-20, 2775 w wieku 21-25, 2261 w wieku 26-30, 1304 w wieku 31-35, 732 w wieku 36-40, 462 w wieku 41-45, 314 w wieku 46-50, 188 w wieku 51-55, a wreszcie 100 w wieku 56-60. Ale tak naprawdę to nieistotne. Liczy się ten bezmiar twarzy i profili, opisów itd. Przeglądanie tych katalogów zajmuje długie godziny. Wybierania, przymierzania, dobierania.
    Po trzecie: już z tego zbioru faktów wyłania się obraz wielkiego komunikacyjnego kotła, w którym, niczym w największym supermarkecie seksu, podobania się, przyjaźni, miłości, podglądactwa, perwersji można – bo jest to niewyczerpywalne i wiecznie odnawialne źródło – miliony okazji.
    Po czwarte: główną cechą działania jest tu nie tyle znajdowanie, co odrzucania; ludzie idą na przemiał: za duży, za chudy, za brzydki, za głupi, za wstydliwy, za poważny, za biedny, za bezczelny, za skromny, za...
   Po piąte: zaskakującym wątkiem (takich zaskoczeń należy się zresztą spodziewać podczas badania znacznie więcej) jest to, co odkryłem zupełnie przypadkiem, przeskakując z profilu na profili młodych kobiet – które określają się mianem “les” (lesbijek) i deklarują takie preferencje seksualne (“szukam miłej kobiety do wspólnej zabawy. mężczyźni, nie wysilajcie się i tak nie odpowiem!”). Jest ich rzeczywiście wiele – większość zresztą deklaruje się jednocześnie jako katoliczki, co też stanowi osobny, ciekawy wątek.
    Bardzo dużo w każdym z tych portali znajdziemy informacji o prywatności, ogłaszających się tu osób: wygląd, wzrost, zawód, ulubione filmy, książki, muzyka, stosunek do dzieci, zwierząt, różnych form seksu (jak się rzekło), preferowane sporty itp., itd. Wskazują niewątpliwie na to samo, na co wskazują programy typu Big Brother, na obniżenie progu wstydliwości.  Wystawia się na sprzedaż swoje gusty, wakacje, cechy charakteru, preferencje seksualne, swoja prywatność.
    Oczywiście Internet jest kopalnią genialnych wprost przykładów, więc żeby w nich nie utonąć, przerywam na samym początku. Rzeczywistość wrażliwej i romantycznej miłości, którą sugeruje wspominany romans, intymnego spotkania – jak widać – skrzeczy. Prawda jest brutalna, walka o uwagę, o odbiorcę jest bezlitosna i brutalna; ten, kto nie zna wszystkich sztuczek, będzie cierpiał z powodu nie zauważenia. W tym kontekście jaśniej jawi się rola książki Wiśniewskiego, który mitologizuje i ulirycznia miłość w Internecie; z przebierania w supermarkecie ludzi-gadgetów, służących zabawie i rozrywce,  czyni sztampową, ale za to uspokajającą wersję koniecznego – bo zapisanego w gwiazdach – spotkania zagubionych internautów. Taka wizja miłości ma więc funkcję  pocieszającą. Ideologia pocieszenia, jakby powiedział Umberto Eco, to obowiązek pisarza popularnego.
    Fałszywa świadomość społeczeństwa karmionego mitami konsumpcyjnymi prowadzi nas do rozpoznania prawdziwych bohaterów “Samotności w sieci”: samotni konsumenci w pogoni za idealnym partnerem do udanego związku-transakcji, wierzący, że to oni właśnie osiągają szczęście w technologicznym raju. Co ciekawe już 50 lat temu powstał doskonały opis takiego człowieka; Polacy – po prostu (to moja główna teza) – dopiero dziś zaczynają pełną gębą żyć według tego modelu. Tak ponad 50 lat temu opisywał – wtedy – nowego człowieka Erich Fromm w swojej książce “O sztuce miłości”:
    “Nowoczesny człowiek przekształcił się w towar; traktuje swoją energię życiową jak inwestycję, która powinna mu przynieść maksymalny zysk, stosowny do jego pozycji i sytuacji na ludzkim rynku. Człowiek taki jest wyobcowany od samego siebie, od swoich bliźnich i od natury. Jego głównym celem jest korzystna wymiana swoich zdolności, wiedzy i samego siebie, swego <<osobowego pakietu>>, z innymi, którzy w równej mierze są nastawieni na uczciwą i korzystną wymianę. Jedynym celem życia jest ruch, jedyną zasadą – zasada uczciwej wymiany, jedynym zadowoleniem – konsumpcja” (118-119)
     Ciekawe, że w kilkadziesiąt lat po Zachodzie ćwiczymy, już w zupełnie innej konstelacji globalnego porządku, ten sam schemat z ochotą i pewnym przekonaniem, głosząc – jak Janusz L. Wiśniewski w “Samotności w sieci” - cuda miłości nowego wspaniałego technicznego raju.
     Co z tego wynika? Oto moje tezy końcowe:

1.     Współczena wizja polskiej miłości czepie żywotne soki z konsumpcjonizmu w większym stopniu niż to się powszechnie zauważa.

2.      Towarzyszy temu rozwój innej miłości, która – w związku i wzajemnym wpływie z wizjami związków międzyludzkich – powszechnieje to miłość do kapitalizmu i konsumpcjonistycznego stylu życia.

3.     Janusz L. Wiśniewski, autor “Samotności w sieci”, stanowią ciekawy przykład związku między fałszywą świadomością pisarza i takąż świadomością odbiorców.

4.      Wiśniewski uświadamia nam też pewien paradoks kultury masowej, z którego czerpie ona niemało swej siły oddziaływania: im bardziej skrajnie naiwny jest przekaz, tym jego siła zda się bardziej pociągająca i skuteczna.

5.     Między oficjalną wersją świadomości społecznej, a jej realnymi, osobniczymi wymiarami istnieje zasadnicza wyraźna różnica. Życie jest gdzie indziej. Katolickie lesbijki są tego wieloznacznym, ale jednak oczywistym świadectwem.

6.     Sensowniejszy kształt zasady Kerckhove'a byłby taki: rolą artysty wobec nowego medium jest takie zmniejszanie dystansu między techniką a psychiką, aby nie służyć przy tym kształtowaniu głęboko fałszywej świadomości.

7.     Na koniec: współcześni Polacy, uwolnieni od podstawowej uciążliwości dnia codziennego, coraz bardziej marzą o wyidealizowanej miłości romantycznej i coraz bardziej się od niej oddalają w sferę konsumpcji, emocjonalnego kanibalizmu, który pozostawia po sobie niesprzątnięte resztki miłosnego gruzu.

Ale chyba nie muszę o tym przypominać: AMOR OMNIA VINCIT. 

 

do góry>>> 2 3 4 5